Brie Mmm on Nostr: Radomir Darmiła A tego to ja nie wiem, ja nie socjolog... taki luźny strzał to ...
Radomir Darmiła (npub19yx…3907) A tego to ja nie wiem, ja nie socjolog... taki luźny strzał to byłaby atomizacja społeczeństwa, co innego jeśli w trudnej sytuacji ma się jednak oparcie w rodzinie i/lub przyjaciołach. A może nawet, jak się chociaż wie — bo „wszyscy wiedzą” — że u Smithów czy Kowalskich też jest niełatwo, ale Johnny/Janek jest OK — to i bez werbalizacji łatwiej chyba taką sytuację znieść: „nie jestem jeden taki, nie jestem zły, to nie przeze mnie, inni też tak mają, da się z tym żyć”. Ale do tego drugiego potrzebne jest to „wszyscy wiedzą”, a tu wymogiem są sąsiadki odwiedzające się na kawę, w socmediach się o tym nie pisze; a jak już, to w bardziej zamkniętych kółkach.
Zacząłem pisać też, że może większe społeczne ciśnienie na utrzymanie związku dawało możliwości przepracowania problemów, teraz łatwiej od nich po prostu uciec, ale tyle kontrprzykładów mogę z głowy wyciągnąć, kiedy to tylko konserwowało złą i bez wyjścia sytuację, że — nie, nie bez uczciwej i obszernej statystyki, co przeważa.
To też zgadzałoby się z porówaniem rozwodników i wdowców; wspólne nieszczęście raczej wzmacnia więzi, te między najbardziej dotkniętymi, ale też i szersze, kiedy zlatuje się czereda dawno nie widzianych krewnych i przypomina, że jakby co — to jesteśmy... Niby nic, a krzepi.
Podsumowując, truizmem chyba jest, że (statystycznie) lepiej wiedzie się w życiu tym, którzy mają oparcie. Oparciem jest rodzina, ale jeśli w tej coś się popsuje — kiedyś łatwiej było chyba o inną „asekurację”.
Zacząłem pisać też, że może większe społeczne ciśnienie na utrzymanie związku dawało możliwości przepracowania problemów, teraz łatwiej od nich po prostu uciec, ale tyle kontrprzykładów mogę z głowy wyciągnąć, kiedy to tylko konserwowało złą i bez wyjścia sytuację, że — nie, nie bez uczciwej i obszernej statystyki, co przeważa.
To też zgadzałoby się z porówaniem rozwodników i wdowców; wspólne nieszczęście raczej wzmacnia więzi, te między najbardziej dotkniętymi, ale też i szersze, kiedy zlatuje się czereda dawno nie widzianych krewnych i przypomina, że jakby co — to jesteśmy... Niby nic, a krzepi.
Podsumowując, truizmem chyba jest, że (statystycznie) lepiej wiedzie się w życiu tym, którzy mają oparcie. Oparciem jest rodzina, ale jeśli w tej coś się popsuje — kiedyś łatwiej było chyba o inną „asekurację”.