Brie Mmm on Nostr: Czytałem sobie kiedyś książkę o Australii, autorstwa znakomitego Bernharda ...
Czytałem sobie kiedyś książkę o Australii, autorstwa znakomitego Bernharda Grzimka, kiedy jedno zdanie przykuło mój wzrok. „Przed 70-80 laty można było ujrzeć kangury zamiast saren na łąkach Nadrenii i Śląska”. Nadrenia Nadrenią, ale Śląsk mnie zaciekawił.
W Krobielowicach (okolice Kątów Wrocławskich) jest sobie pałacyk, piękny zresztą. Pałacyk dostał w prezencie marszałek Blücher, za zwycięstwo pod Lipskiem. Jeden z jego potomków wprowadził do swoich posiadłości — najpierw na wyspie Herm na kanale La Manche, potem i do Krobielowic — walabie Bennetta.
Nie był jedyny, hrabia Witzleben trzymał je w okolicach Frankfurtu nad Odrą (ale potem wszystkie wystrzelał, bo skakały i straszyły mu sarny), baron von Böselager miał spore stadko gdzieś pod Bonn, podobno do dziś są stada w Szkocji...
Kangury (a przynajmniej ten gatunek, czemuś popularny) doskonale radzą sobie w naszym klimacie, nawet w surowe zimy wystarcza im lada jaka osłona od wiatru. Tylko dostęp do wody sprawiał im trudności: „skaczą one beztrosko po lodzie do odległych przerębli. Ciężkie, równomierne skoki wywołują pękanie lodu. Dlatego wolno żyjące kangury w naszych szerokościach geograficznych topią się”, jak pisze Otto Koenig.
Kangury Blücherów wykończyła Wielka Wojna. Może nie brały udziału w walkach, ale w wygłodzonych Niemczech kłusownicy nie wahali się podnieść ręki na tak nieśląską zwierzynę, ponoć ostatniego zjedzono w 1920. Stado na wyspie Herm przetrwało jeszcze krócej: trafiło do garnka jeszcze w czasie wojny. Co ciekawe, krążą dwie wersje, Anglicy twierdzą, że zjadła je służba Blücherów pod nieobecność państwa, Niemcy — że to angielscy żołnierze z garnizonu umieszczonego na wyspie na początku wojny.
Po kangurach została tylko pocztówka.
Dzisiaj pałac jest w rękach prywatnych. Kupił go jeden z potomków Blüchera, nawet z antypodów (ale Nowej Zelandii, nie Australii) i urządził w nim hotel. Podobno pomysł podsunęło mu zdjęcie pałacu przechowywane przez babkę; może to samo, co na pocztówce?
Tylko kangurów brak.
#historia #kangury #Śląsk
W Krobielowicach (okolice Kątów Wrocławskich) jest sobie pałacyk, piękny zresztą. Pałacyk dostał w prezencie marszałek Blücher, za zwycięstwo pod Lipskiem. Jeden z jego potomków wprowadził do swoich posiadłości — najpierw na wyspie Herm na kanale La Manche, potem i do Krobielowic — walabie Bennetta.
Nie był jedyny, hrabia Witzleben trzymał je w okolicach Frankfurtu nad Odrą (ale potem wszystkie wystrzelał, bo skakały i straszyły mu sarny), baron von Böselager miał spore stadko gdzieś pod Bonn, podobno do dziś są stada w Szkocji...
Kangury (a przynajmniej ten gatunek, czemuś popularny) doskonale radzą sobie w naszym klimacie, nawet w surowe zimy wystarcza im lada jaka osłona od wiatru. Tylko dostęp do wody sprawiał im trudności: „skaczą one beztrosko po lodzie do odległych przerębli. Ciężkie, równomierne skoki wywołują pękanie lodu. Dlatego wolno żyjące kangury w naszych szerokościach geograficznych topią się”, jak pisze Otto Koenig.
Kangury Blücherów wykończyła Wielka Wojna. Może nie brały udziału w walkach, ale w wygłodzonych Niemczech kłusownicy nie wahali się podnieść ręki na tak nieśląską zwierzynę, ponoć ostatniego zjedzono w 1920. Stado na wyspie Herm przetrwało jeszcze krócej: trafiło do garnka jeszcze w czasie wojny. Co ciekawe, krążą dwie wersje, Anglicy twierdzą, że zjadła je służba Blücherów pod nieobecność państwa, Niemcy — że to angielscy żołnierze z garnizonu umieszczonego na wyspie na początku wojny.
Po kangurach została tylko pocztówka.
Dzisiaj pałac jest w rękach prywatnych. Kupił go jeden z potomków Blüchera, nawet z antypodów (ale Nowej Zelandii, nie Australii) i urządził w nim hotel. Podobno pomysł podsunęło mu zdjęcie pałacu przechowywane przez babkę; może to samo, co na pocztówce?
Tylko kangurów brak.
#historia #kangury #Śląsk